Teksty, które zmieniły życie Polaków. April 20 at 10:01 AM. Lubisz się śmiać? Teksty, które zmieniły życie Polaków. April 20 at 8:00 AM. Lubisz się śmiać? Teksty, które zmieniły życie Polaków. 77,830 likes · 198 talking about this. Jeżeli lubisz się śmiać to ta strona jest dla Ciebie :) Dowcipy, które odmieniły codzienne życie Polaków. 9,923 likes. Dowcipy, które odmieniły codzienne życie Polaków Lubisz się śmiać? Teksty, które zmieniły życie Polaków. 77,949 likes · 75 talking about this. Jeżeli lubisz się śmiać to ta strona jest dla Ciebie :) W tak konstruowanej narracji życie codzienne nie jest autonomiczne, więcej – nie ma prawa bytu. Rodzi się jednak uzasadniona wątpliwość – czy faktycznie dyktatura komunistyczna przeniknęła do życia codziennego Polaków, czy może znalazły się sfery, które oparły się sterowanej odgórnie komunistycznej manipulacji masami”. Teksty, które zmieniły życie Polaków. 77,032 likes · 1,468 talking about this. Jeżeli lubisz się śmiać to ta strona jest dla Ciebie :) PDF | On Dec 30, 2022, Mirosław Urbaniak published Sebastian Piątkowski, Życie codzienne Polaków w Generalnym Gubernatorstwie w świetle ogłoszeń drobnych polskojęzycznej prasy niemieckiej Lubisz się śmiać? Teksty, które zmieniły życie Polaków. 77,558 likes · 67 talking about this. Jeżeli lubisz się śmiać to ta strona jest dla Ciebie :) Legendarne kabarety i kolej, która zapewniała podróż z Warszawy do Łodzi w półtorej godziny, a także bieda i zacofanie - taki obraz XX-lecia międzywojennego wyłania się z lektury albumu "W przedwojennej Polsce. Życie codzienne i niecodzienne". Książka właśnie trafiła do księgarń. Lubisz się śmiać? Teksty, które zmieniły życie Polaków. 77,565 likes · 80 talking about this. Jeżeli lubisz się śmiać to ta strona jest dla Ciebie :) Yzm3qt. Dzięki Archiwum każdy może śledzić ludzką codzienność w XX w. I wyciągnąć wnioski dla siebie. O Archiwum Badań nad Życiem Codziennym opowiada koordynatorka poszukiwań materiałów w Warszawie. JĘDRZEJ DUDKIEWICZ: – Czym jest Archiwum Badań nad Życiem Codziennym? Co można w nim znaleźć?BOGNA KIETLIŃSKA: – To archiwum wyjątkowe, bo dotyczy nie tyle samego życia codziennego, ile badań dotyczących tego zagadnienia, które były robione w Polsce przez bardzo różne środowiska i w różnym czasie. Zbieramy w nim rozmaite opracowania, takie jak wysoko ocenione prace magisterskie i doktorskie, raporty, materiały surowe. Chodzi o to, by dać użytkownikom możliwość, jeśli nie mogą ich samodzielnie i bezpośrednio dotknąć, zajrzenia do tych materiałów. Naszą ideą jest więc to, by nie ograniczać dostępu do naukowców, ale aby mogli i chcieli z niego korzystać ludzie, którzy się po prostu tymi tematami interesują. Skąd wziął się pomysł na Archiwum? Idea narodziła się w Poznaniu na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza – kierownikiem projektu jest prof. Marek Krajewski. Archiwum w 2014 r. otrzymało dofinansowanie z Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. U podstaw naszego pomysłu leży przede wszystkim potrzeba ochrony cennych materiałów badawczych związanych z tradycją społecznych i humanistycznych badań codzienności w Polsce. Chcemy sprawdzić, jakie tematy były opracowywane, co znajdowało zainteresowanie wśród badaczy. Pozwoli to znaleźć białe plamy na mapie tych badań. Zależy nam też na dawaniu szerokiej możliwości korzystania z tych materiałów. To tym ważniejsze, że obserwujemy w naukach humanistycznych i społecznych tendencję, by ciągle wytwarzać coś nowego – często bez świadomości, że ogromne zbiory materiałów na dany temat już istnieją. Dlatego działamy inaczej: staramy się choćby digitalizować materiały, które są w archiwach papierowych. Dzięki pomocy dr Katarzyny Walczuk oraz uprzejmości redakcji POLITYKI sięgnęliśmy np. do jej archiwum, w którym znaleźliśmy ogromny zbiór pamiętników gromadzonych przez redaktora Jana Bijaka oraz pamiętniki polskich emigrantów, tworzone na potrzeby konkursu ogłoszonego w 2005 r. przez redakcję POLITYKI w Polsce, gazety „Nowy Dziennik” ukazującej się w USA oraz internetowego Comiesięcznego Magazynu Polonii „Świecie Nasz”, redagowanego w Kanadzie. Ponadto pozyskujemy materiały z archiwów uniwersyteckich i od osób prywatnych. W 2017 r. sami ogłosiliśmy konkurs pamiętnikarski na temat gościnności, który prowadzony był w trzech miejscowościach w województwie lubuskim. Ważna jest dla nas nie tylko wielkomiejska codzienność, ale także codzienność, w tym zjawisko gościnności, w małych miasteczkach i wsiach. Istotny jest też zakres czasowy, z którego pochodzą zbiory. Archiwum jest związane niemal z całym XX w. – od 1918 r. aż do dziś. Dzięki temu będzie można wykonywać analizy porównawcze. Skąd wzięła się cezura 1918 r.? Dlaczego w Archiwum nie ma wcześniejszych materiałów? Polskie badania nad codziennością zaczęły zyskiwać popularność dopiero po I wojnie światowej – kształt naszego Archiwum wynika z dynamiki rozwoju tego obszaru badawczego. Wówczas do Poznania powraca Florian Znaniecki, twórca metody biograficznej, zwanej niekiedy za granicą szkołą polską. Do tej tradycji nawiązuje właśnie nasze Archiwum. Co więcej, nie da się po prostu zebrać wszystkiego, co można zdobyć – konieczna jest selekcja. Musieliśmy wybrać określony obszar historyczny. Ograniczenie czasowe daje nieco większe szanse, by Archiwum było możliwie kompletne. Dużo materiałów odpada? Jak taka selekcja wygląda? Praca nad Archiwum kojarzy mi się z pracą archeologa, który odkrywa zakurzone pudła i sprawdza, co się w nich znajduje. Albo zagląda za drzwi, o których wszyscy zapomnieli. Nie wszystko jednak, co tam znajdzie, spełnia założenia poszukiwań albo nadaje się do pokazania światu. Po pierwsze, konieczna jest wysoka jakość materiałów: zarówno merytoryczna, jak i graficzna, pozwalająca je zeskanować. Przed digitalizacją czytamy każdy z nich – część odpada, bo nie spełnia wymogów. Nie wszystkie materiały wpisują się też w obszary codzienności, które nas interesują. Wśród wybranych przez nas tematów są praktyki medialne, cielesne i religijne, różne formy zażyłości, mobilność, drobna wytwórczość, styl życia. I choć czasami tytuł sugeruje, że dany materiał będzie się w nich zawierać, w trakcie czytania okazuje się, że trzeba go odrzucić. Zależy nam też na tym, by nie powielać innych archiwów. Ostatnim aspektem są obwarowania prawne: wiele zależy od tego, czy uda się zdobyć zgodę na publikację danego materiału. Ile zatem materiałów znajduje się już w Archiwum? Opisanych jest kilka tysięcy. Zanim jednak w ogóle zaczęliśmy je zbierać, przeprowadziliśmy 30 pogłębionych wywiadów z osobami, które zajmują się badaniami codzienności. Byli to wybitni eksperci – dość wymienić profesorów Rocha Sulimę, Elżbietę Tarkowską, Barbarę Fatygę czy Ludwika Stommę. Na podstawie ich wskazówek rozpoczęliśmy poszukiwania. Wpierw w Poznaniu, potem włączyliśmy Łódź, a następnie Warszawę. Na razie poszukujemy materiałów w tych trzech miastach – również w tej kwestii okazuje się, że nie jesteśmy w stanie objąć całej Polski, tym bardziej że finansowanie projektu jest ograniczone. Każdy materiał doczekuje się za to opracowania. Co użytkownik może w nim znaleźć? To bardzo żmudny proces, ale konieczny, by Archiwum było użyteczne, a proces jego przeszukiwania łatwy. Po digitalizacji tworzymy bardzo rozbudowany opis materiału zawierający najrozmaitsze dane: od tego, kto posiada prawa do tekstu, przez informacje historyczne, po słowa kluczowe i opis tego, co można w nim znaleźć. Anonimizujemy też materiały, by postępować w pełnej zgodzie z etyką badacza społecznego. Dotyczy to imion, nazwisk i miejsc. Kluczowa jest czytelność historii, do której zrozumienia nie potrzeba zdekodowania poszczególnych autorów czy bohaterów opowieści. W efekcie od dotarcia do materiałów do ich publikacji mija sporo czasu. Co na końcu tego procesu użytkownik Archiwum może wziąć z niego dla siebie? Wiele. Wiem, co mówię, bo sama bardzo dużo zyskałam. Niesamowite było dla mnie przedzieranie się przez te materiały, kontakt fizyczny z nimi, możliwość wzięcia w ręce choćby pamiętników, które powstawały w czasie powstania warszawskiego. Zdarzało się, że mogłam śledzić losy danej osoby przez niemal kilkadziesiąt lat! Miałam poczucie, że nawiązuję z nią niemal osobistą relację. Dzięki Archiwum każdy może śledzić taką – zwykłą i niezwykłą – ludzką codzienność. Sama nieraz się wzruszałam, czytając np. historie miłosne: od powierzchownych po głębokie, od krótkich po wieloletnie, od złamanych serc po nawiązywanie nowych znajomości. Nie trzeba być badaczem, wystarczy empatia i zainteresowanie, by Archiwum Badań nad Życiem Codziennym pozwoliło nam na dzielenie z kimś, nieraz odległym od nas w czasie i przestrzeni, jego losu. Często trudnego, pełnego spraw trudnych, wstydliwych, takich jak zdrada czy przemoc. Mam nadzieję, że podobne wrażenie będą mieli użytkownicy Archiwum – zarówno badacze, jak i tzw. zwykli oglądający. Badacze (ale także dziennikarze zajmujący się tematyką społeczną), którzy będą z niego korzystać, będą mogli też sprawdzić, jak dana tematyka była opisywana, analizować, projektować nowe badania. Udostępniamy przy okazji konkretne narzędzia badawcze, oferujemy duże zaplecze merytoryczne. Ogromne pole do popisu mają dydaktycy. Wyjątkowo cenne w mojej pracy dydaktycznej okazuje się korzystanie z pamiętników, które znajdują się w Archiwum, i praca nad nimi wraz ze studentami. W związku z tym stworzyliśmy kilka scenariuszy zajęć, które pomogą ten materiał konsumować w sensie edukacyjnym. Pracujemy nad tymi materiałami. W przyszłym roku zamierzamy wydać trzy książki, w których pokazujemy między innymi, jak wykorzystywać dokumenty umieszczone w Archiwum. Z kolei zwykły użytkownik, nawet jeśli nie będzie samodzielnie wykonywał analiz, dostanie fascynującą lekturę. Będzie mógł zapoznać się z materiałami, o których rzadko w ogóle się wie, że istnieją. Archiwum jest więc przeznaczone dla wszystkich zainteresowanych codziennością w aspekcie historycznym i nie tylko. Można już dziś wysnuwać wnioski na podstawie tych materiałów? Można. Pierwszy przykład wiąże się mocno ze współczesnością. W 2017 r. ogłosiliśmy konkurs pamiętnikarski, którego celem było wytworzenie nowych materiałów związanych z tematyką gościnności na polskiej wsi. Dzięki nowo powstałym relacjom i porównaniu ich z dawnymi dokumentami możemy np. pokazać znaczenie więzi rodzinnych, w jaki sposób przebiegał kiedyś i przebiega dziś proces przyjmowania gościa i jak zmienia się postawa bycia gospodarzem. Moim ulubionym, szalenie romantycznym tematem jest wspomniana już miłość, tak mocno wszak wpisana w ludzkie życie. W bardzo wielu pamiętnikach obecne są wątki miłosne, romansowe, rozczarowania uczuciowe, dramaty. Warto zwrócić uwagę, w jaki sposób miłość jest w nich metaforyzowana, jak się ją opisuje, jak się robiło to kiedyś, a jak dziś. Możemy obserwować miłość żołnierzy, różnice zachodzące w pojmowaniu miłości w różnych grupach społecznych, sprawdzać, jakie było nastawienie do ślubu u mieszkańców różnych rejonów Polski, czy jak wyglądała kwestia kontaktów cielesnych przed ślubem. Zdigitalizowaliśmy np. ankietę z 1969 r., w której badani odpowiadali na pytania o seks przed ślubem – da się znaleźć w niej bardzo dużo wątków, które dziś moglibyśmy nazwać wręcz wywrotowymi, bardzo feministycznymi, naznaczonymi emancypacją kobiet. A to tylko wierzchołek góry lodowej, pierwsze z brzegu przykłady! Czy w takim razie Archiwum może wpłynąć na naszą obecną codzienność? Można wykorzystywać obecne w nim wątki w debacie publicznej? Skoro już od tak dawna w społeczeństwie pojawiają się postawy mocno feministyczne, to może dzięki takiemu kontekstowi łatwiej je przedstawiać także dziś jako coś, co nie jest żadnym nowoczesnym „wymysłem”? Ten materiał ma oczywiście ogromy potencjał interpretacyjny, a także perswazyjny. Na pewno można go wykorzystać w debacie publicznej. Takich wątków jest więcej – np. przemoc domowa, wielokrotnie opisywana. Pod tym kątem dokumenty w Archiwum są niezwykłe, w końcu wciąż borykamy się z tym problemem i mam poczucie, że będzie on obecny w społeczeństwie jeszcze bardzo długo, jeśli nie zawsze. Każdy może zgłębić ten bardzo trudny problem społeczny, zobaczyć, w jaki sposób się o tym pisze, ale też zwrócić uwagę na to, o czym się nie pisze. To też jest bardzo ważne. W zbiorach liczy się nie tylko to, co można w nich znaleźć, ale również to, czego w nich nie ma, co jest świadomie przez autorów przemilczane. Można to wynajdować i potem zajmować się tym, co do tej pory znajdowało się gdzieś w ukryciu. Jeśli do tego zainspiruje badaczy Archiwum, będzie to jego ważnym sukcesem. ROZMAWIAŁ JĘDRZEJ DUDKIEWICZ *** Archiwum Badań nad Życiem Codziennym to projekt finansowany przez Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego w ramach Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki w latach 2014–2019. Projekt jest prowadzony w Instytucie Socjologii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza pod kierunkiem prof. Marka Krajewskiego. Dokładne informacje o Archiwum, zespole badawczym i prowadzonych badaniach można znaleźć na stronie Dr Bogna Kietlińska – socjolog, historyk sztuki, pracuje jako adiunkt w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. Jej zainteresowania naukowe obejmują zagadnienia związane z socjologią teatru, socjologią i antropologią miasta, badaniami wizualnymi oraz etnografią wielozmysłową. Specjalizuje się w metodologii badań jakościowych. Uczestniczka wielu polskich i zagranicznych konferencji. Współautorka i współredaktorka książki Katedry Metod Badania Kultury „Praktyki badawcze”. - Pierwsze MLRS M270 przyjechały na Ukrainę. Będą dobrym towarzystwem dla HIMARS-ów na polu bitwy. Dziękuję naszym partnerom. Bez litości wobec wroga - napisał na Twitterze Reznikow. — Oleksii Reznikov (@oleksiireznikov) July 15, 2022 Wcześniej w wywiadzie dla BBC ukraiński minister obrony stwierdził, że zakończenie wojny do końca roku jest „realne, jeśli nasi partnerzy nadal będą nam pomagać, nie mając wątpliwości, że pomagają zwycięzcy. Bo wcześniej uważali, że przegramy, że w ciągu trzech dni poddamy Kijów, i dlatego nie za bardzo nam pomagali, tylko wspierali”. Teraz według ministra należy zsynchronizować plany ukraińskiej kontrofensywy z zachodnią pomocą nie tylko w postaci borni, ale też kontynuacji ostrzejszych sankcji przeciw Rosji. - To poważny ogólnoświatowy projekt – ocenił. Odnosząc się do ostatnich ataków rakietowych w Ukrainie – w Winnicy, gdzie w czwartek zginęły co najmniej 23 osoby – Reznikow podkreślił, że straty byłyby jeszcze większe, gdyby nie ukraińska obrona przeciwlotnicza, która strąca 50 proc. rakiet lecących na ukraińskie miasta. Jak podkreślił, Ukraina musi wzmocnić swą obronę przeciwlotniczą i przeciwrakietową. Zaznaczył, że w zapowiedzianym pakiecie pomocy USA uwzględniono dwa systemy obrony przeciwlotniczej NASAMS. - Ale to nie znaczy, że dwa systemy mogą ochronić cale niebo Ukrainy – powiedział. Minister wyraził przekonanie, że Ukraina otrzyma od swoich partnerów także samoloty. - Pytanie tylko, jakie. Bo jeśli ktoś myśli, że F-16 rozwiążą problem, to głęboko się myli. Nasze lotniska nie są gotowe na F-16(…). Są inne samoloty o nowoczesnym standardzie, na przykład Gripen szwedzkiej produkcji – oznajmił. HIMARS-y odmieniły losy wojny Reznikow odmówił podania wysokości ukraińskich strat, podkreślił jednak, że ich wysokość znacznie się różni od strat rosyjskich. Zaznaczył, że w czerwcu, gdy prezydent Wołodymyr Zełenski mówił o 60-100 zabitych żołnierzach ukraińskich dziennie, przypadało apogeum ukraińskich strat, bo przewaga wroga była wtedy największa. Sytuacja wyraźnie zmieniła się jednak, gdy Ukraina dostała broń kalibru 155 mm, a jeszcze bardziej po otrzymaniu systemów HIMARS. Reznikow przyznał przy tym, że warunkiem dostarczenia jego krajowi systemów HIMARS było to, by nie używać ich do atakowania rosyjskich obiektów na terenie Federacji Rosyjskiej. Dotychczas, jak powiedział rzecznik ukraińskiego ministerstwa obrony Ołeksandr Motuzianyk, siły ukraińskie zniszczyły przy użyciu amerykańskich systemów artyleryjskich HIMARS już ponad 30 wojskowych obiektów logistycznych sił rosyjskich. Motuzianyk podkreślił, że dzięki temu „potencjał ofensywny rosyjskich wojsk okupacyjnych znacznie spadł”. Rzecznik zaznaczył, że Ukraina potrzebuje obecnie artylerii dalekiego zasięgu, która pozwala niszczyć logistykę wojsk rosyjskich. - Właśnie to jest teraz intensywnie robione – oznajmił. Prezydent USA Joe Biden podpisał tydzień temu nowy pakiet pomocy obronnej dla Ukrainy o wartości około 400 mln USD, który obejmuje w szczególności nowe wyrzutnie HIMARS, a także amunicję do nich. Oznacza to, że Ukraina będzie miała wkrótce do dyspozycji 12 systemów HIMARS. Wielka Brytania i Niemcy zadeklarowały przekazanie po trzy sztuki swoich zestawów starszej, gąsienicowej wersji tego systemu M270 MLRS. Źródło: PAP Fakty są dosyć konkretne: prawdopodobnie mamy jedno na ten temat jest oczywiście wiele – niektórzy zakładają, że żyć jest jednak wiele i następują one bezpośrednio po sobie, inni przyjmują, że życie ziemskie jest częścią drogi, a po nim nadejdzie kontynuacja, ale w innej formie. Niemniej brakuje nam niezbitych dowodów na stuprocentowe potwierdzenie któregoś założenia. To kwestia indywidualnych wierzeń. Nie chcę dziś pisać o tym, po której stronie jestem i w co tak właściwie wierzę. Nie chcę, by nas to tutaj podzieliło, nie w tym dziś rzecz 🙂Dopóki nie jesteśmy niczego pewni, wydaje mi się, że najbezpieczniej jest skupiać się na czerpaniu szczerego szczęścia z życia, którym żyjemy. Z codzienności, w której się odnajdujemy. Z ciała, w którym funkcjonujemy. Z umysłu, którym działamy i z oczu, którymi postrzegamy dzisiejszych czasach bardzo łatwo zafiksować się na porównywaniu się do innych. Media społecznościowe i wszechobecne relacje nam to w dużej mierze ułatwiają. W ten sposób zawsze wydaje się, że inni są bardziej uprzywilejowani, bardziej uzdolnieni czy pod jakimś innym względem lepsi. Zapominamy o tym, że być może to nam inni ludzie wielu rzeczy zazdroszczą, lub mamy coś, o czym ktoś szczerze marzy. To błędne koło – aby wykorzystać potencjał własnego życia i umiejętności, które w sobie nosimy, musimy się często skupić na sobie, bo zazdroszcząc komuś np. pięknego głosu, możemy przespać i kompletnie nie rozwinąć własnego talentu aktorskiego. Lub innego skilla, którego po prostu nie zauważamy, podglądając przez cały czas świat dookoła, zamiast uznajemy coś za pewnik, przestajemy to tak naprawdę dostrzegać (patrzymy, ale trochę nie widzimy) i to niebezpiecznie łatwa metoda, by to zniszczyć lub że to dotyczy niemalże wszystkiego – przyjaźni, związków, rodziny, pracy, zdrowia czy właśnie naszych talentów i szczęścia, jakie mamy w życiu. Tylko nie mówcie, że nie macie szczęścia – już sam fakt, że oddychamy teraz bez pomocy aparatury czy to, że stoimy na dwóch nogach j e s t szczęściem (i nie wszyscy je mają). Lista naszych szczęść jest naprawdę pogoni za pieniędzmi, karierą i uwagą wymarzonych ludzi, łatwo zapomnieć o wartości jaką ma nasze życie. Ciągle nam przecież czegoś do pełni szczęścia brak (lepszej fuchy, fajniejszego partnera, większego mieszkania, wakacji na Bali?), a przestając cieszyć się tym, co już otrzymaliśmy, często mocno to zaniedbujemy. Nie wiem jak wy, ale mi wydaje się, że jako gatunek bardzo zabieganych homo sapiens, potrzebujemy czasami przypomnienia, że mamy już wiele rzeczy, za które możemy być wdzięczni. I wiele rzeczy, które warto docenić i o nie zadbać, by móc się nimi cieszyć chciałam podzielić się z wami książkami, które pomogły mi patrzeć na moje życie bardziej przychylnym okiem, lepiej je rozwijać i cieszyć się częściej z tego, jakie jest. Mam nadzieję, że i wam dadzą do myślenia – mogą (choć oczywiście nie muszą) pomóc. 1. Zamień leczenie na jedzenie // Prof. Dr Andreas MichalsenMyślę, że docenianie życia polega w dużej mierze na dbaniu o nie, dziękowanie za to, co zostało nam dane i staraniu się, by to życie było jak najzdrowsze – no bo przecież bo kiedy jesteśmy zdrowi, jesteśmy w stanie czerpać z niego pełnymi garściami oraz pomagać tym, którzy nie mieli tyle szczęścia. Kiedy jesteśmy chorzy, potrzebujemy nieraz pomocy innych i towarzyszy nam poczucie niepewności i bezradności – nie możemy też spełniać swoich i cudzych marzeń tak intensywnie, jakbyśmy mocno w to, że nasze zdrowie jest w dużej mierze w rękach nikogo innego, jak nas samych, ale to, co robimy teraz, odbije się czasami na nas dopiero za kilkadziesiąt lat, więc nie wszystkie konsekwencje widoczne są natychmiast i chyba to sprawia, że tak wielu z nas porzuca zdrowe nawyki, tłumacząc sobie “przecież jestem młoda i zdrowa”.Zawsze myślałam o sobie w ten sposób, wielu z was pewnie też! Miewam co prawda problemy z układem oddechowym czy stany przewlekłego zmęczenia, ale mówiłam sobie “kto nie ma?” i nie słuchałam swojego ciała przez długie lata (sami pewnie wiecie, siedząc w biurze o to szczególnie łatwo).Aż pewnego dnia uderzyło mnie to , ilu moich znajomych zaczyna chorować (a niektórzy z nich są jeszcze MŁODSI ode mnie). U koleżanki wykryto stwardnienie rozsiane, u innej toczeń, u 5 moich koleżanek rozpoznano zmiany przednowotworowe, u 3 nowotwór. U co najmniej 15 ludzi z mojego otoczenia rozpoczęły się poważne problemy z tarczycą. U przyjaciółki poważne zmiany ginekologiczne. Chciałabym czuć się forever young i wierzyć w to, że mnie to nie dotyczy, ale wcinając pizzę i popijając ją colą, coraz trudniej było mi to sobie z nas może to spotkać – nie znamy do końca naszych genów i dobry news jest taki, że możemy wzmacniać organizm, dbać o jego stan i tym samym minimalizować albo chociaż opóźniać starzenie i postępowanie zmian. Możemy pokochać swoje ciało i otoczyć je opieką, by służyło nam jak najdłużej. I wówczas samoistne procesy już tak nas nie przerażają, nie budzą lęku, bo mamy świadomość, że robimy to, co możemy, by chronić narzędzie do życia – nasze ciało. Bo tak naprawdę nie zdajemy sobie sprawy z istnienia wielu organów, zanim nie zaczną boleć. A one codziennie pracują jak szalone, żebyśmy mogli prawidłowo funkcjonować. Zasługują na choć małe i ciche “dziękuję”.Zupełnie szczerze – od kiedy sobie to uświadomiłam, zwracam uwagę na to, co jem i bardziej słucham zaleceń lekarzy czy dietetyków, którym ufam. Czuję, że moje życie jest w moich rękach i realnie sprawia mi to radość, pomaga pozostać spokojną (choć jak każdemu, zdarzają mi się momenty niepokoju). Czy warto o siebie dbać? Warto. Ja sobie tłumaczę (kiedy mi się akurat mniej chce), że lepiej samemu, niż pozwolić by kiedyś musiał za nas to zrobić ktoś inny. Odkrywam coraz bardziej, że to może być olbrzymią frajdą i przyjemnością. Myślę, że to dobra inwestycja, która procentuje w też sięgnęłam po książkę dr Anreada. Jej hasło przewodnie to “Mądrze jeść, mądrze pościć, dłużej żyć”. Kto by nie chciał? Jasne, okazuje się, że prawie każdy, ale no właśnie, nie zawsze jesteśmy przystać na wyrzeczenia, których zdrowsze życie wymaga. Książka prezentuje najświeższą wiedzę na temat odkryć dotyczących zdrowego odżywiania się i omawia terapie chorób przewlekłych – również tych cywilizacyjnych, które tak często dotykają i naszych bliskich. Dr Michalsen mówi: “Jedząc to, co dla nas dobre, możemy uwolnić się od wielu dolegliwości, wzmocnić organizm, uaktywnić procesy samonaprawcze i poprawić samopoczucie, a więc i jakość życia”. Rozdziały o poszczeniu ominęłam, bo na razie wydaje mi się, że to zbyt zaawansowana wiedza, na którą nie jestem gotowa, ale z pozostałych chętnie skorzystam, bo od dawna czuję, że pora mocniej o siebie zadbać, żeby w przyszłości nie żałować zaniedbań. Szczególnie, że doktor szczerze zachęca do niestosowania zerojedynkowej metody: albo wszystko albo nic. Małe kroki w kierunku świadomej diety i brania zdrowia we własne ręce też się bardzo liczą. Każdy mały akt nie jest bez nie czynić zbyt dużych spoilerów, podzielę się z wami taką małą garścią ciekawostek z książki:soczewica jest wyjątkowo zdrowa, obniża poziom cukru we krwi, zawiera substancje balastowe i jest prebiotykiem (ucieszyło mnie to bardzo, bo to jedno z moich ulubionych warzyw – soczewica z curry i mleczkiem kokosowym to raj dla podniebienia!)egzotyczne i na ogół bardzo drogie jagody acai czy goi nie są wcale zdrowsze od naszych rodzimych jagód czy borówki amerykańskiej, a często są naszpikowane o wiele większą ilością pestycydów i innych szkodliwych substancjikurkuma ma silne działanie antynowotworowe. Intensywnie sięga się po nią w Indiach – kraju, o ubogiej służbie zdrowia i niskim komforcie życia. Pomimo niedogodności, przeludnienia, ogromnego smogu i często dramatycznych warunków higienicznych, liczne badania sugerują, że hindusi rzadko zapadają na nowotwory własnie dzięki temu, że kurkumina jest stałym elementem ich diety – statycznie każdy spożywa dziennie ok. 2 g kurkumy. Kurkumina (substancja czynna zawarta w kurkumie) chroni przed rakiem jelit, wspomaga lecenie polipów jelitowych, udowodniono też jej pozytywny wpływ na inne choroby układu trawienia, choroby mózgu, reumatyzm i choroby płuc. Żeby zwiększyć jej wchłanialność, najlepiej spożywać ją z dodatkiem owsiance zielone światło! To podobno jedno z najzdrowszych możliwych śniadań. Owiec wpływa na obniżenie poziomu cukru we krwi i zawiera sporo beta glukanów, które w udowodniony sposób łagodzą objawy alergii, kataru siennego oraz chorób autoimmunologicznych. Michalsen doradza posypanie owsianki cynamonem i ozdobienie jej kilkoma orzechami, najlepiej dowiodły badania opublikowane w “British Medical Journal” dotyczące produktów silnie przetworzonych – spożycie nieprzetworzonej żywności jest zdecydowanie zdrowsze. Częstsze spożywanie produktów mocno przetworzonych bezpośrednio wiąże się ze zwiększonym ryzykiem zachorowania na nowotwór. Zdanie doktora Michalsena jest takie – jeśli nas na to stać, powinniśmy kupować produkty z bardziej ekologicznych upraw. Dodaje też, że nie warto kupować przedrożonych produktów, które będziemy jedli np. raz w miesiącu, bo zbawienny wpływ takich dodatków i suplementów będzie bardzo nikły. Lepiej postawić na bardziej budżetową zdrową żywność, ale sięgać po nią jest moim zdaniem bardzo warta uwagi, bo sporo w niej wskazówek dotyczących rzeczy, które realnie i bez dużych nakładów finansowych jesteśmy w stanie zmienić. I mogą to być małe, bezbolesne ulepszenia. Nie musimy przecież od razu wywracać wszystkiego do góry nogami i przeprowadzać ogromnej rewolucji, zawsze lepiej zrobić coś nawet bardzo małego, niż nic. Organizm każdy gest auto-miłości przyjmie z wdzięcznością (brzmi może jak frazes, ale przyrzekam, że nawet po wprowadzeniu małych modyfikacji codzienności, bardzo to czuję). 2. Potęga niedoskonałości // Thomas NavarroOd czasów, kiedy zainstalowałam Instagrama (ile to już lat temu, kto policzy?), jestem narażona na ciągły atak perfekcjonizmu. Jak z resztą my publikacji nieskazitelnych twarzy, mieszkań bez ani grama kurzu, stuprocentowo poprawnych treningów, relacji podróżniczych rodem z najpiękniejszych katalogów. Wszystko jest równe, symetryczne, błyszczące i czyste. Każdy jest uśmiechnięty i superproduktywny. Każdy odnosi sukcesy i funkcjonuje w przeszczęśliwym związku, w którym nie ma miejsca na kłótnie, są za to tony róż i drogich motywuje – i inspiruje do pracy nad sobą i własnym życiem – ale i frustruje, prawda? Bo ścigamy za czymś niedoścignionym. I czymś co często nie istnieje – fotografuję ludzi, więc wiem jak modelki z Instagrama wyglądają bez makijażu. Równie pięknie, bo są wtedy prawdziwe i naturalne – ale nie mają jednolitej cery czy gigantycznych oczu, o których ich obserwatorki tak marzą i których im zazdroszczą! Bo to byłoby nieludzkie. A jednak wierzymy, że one być może naprawdę je mają i obwiniamy siebie za to, że my nie jesteśmy aż tak idealni (no i nie mamy tych wyłupiastych, wielkich oczu).Związki, które na Instagramie wydają się oazami miłości i polukrowanej czułości, w rzeczywistości nieraz są po prostu pasmem robienia sobie wspólnych selfie, przy których facet często wzdycha i mówi “kur*e, po co to wszystko, wyluzujmy, jestem zmęczony, daj żyć’Spodobały mi się słowa zapowiadające książkę:“W naszych wyobrażeniach wszystko musi być najlepsze. Mamy wysokie oczekiwania i ciągle podwyższamy sobie poprzeczkę. Mówimy z dumą “jestem perfekcjonistą, goniącym za ideałami”. Ale perfekcjonizm to pułapka i tylko z pozoru przynosi korzyści. Zamiast nas uszczęśliwiać, częściej odbiera nam prawdziwą radość z życia”Tomas Navarro, autor tej pozycji, to hiszpański psycholog. Rozpisał się, by podpowiedzieć nam (bazując na swoim ponad dwudziestoletnim doświadczeniu w zawodzie) jak skutecznie urzeczywistniać cele (i że czasami “wykonane jest lepsze niż idealne”), jak ustalać zdrowe priorytety i jak radzić sobie z własnymi niedoskonałościami, jak i niedoskonałościami naszych też poprzednią książkę Tomasa “Kintsugi, jak czerpać siłę z życiowych trudności” – i zupełnie szczerze, miałam chwile zwątpienia, bo to była długa i ciężka lektura. Ta jest lżejsza i czyta się ją przyjemniej. Jest napisana w bardziej przystępnej formie, a zdania są krótsze (może to kwestia innego tłumacza).To wartościowa, dająca do myślenia pozycja. Motywuje, ale też tłumaczy wiele naszych zachowań (sporo się z niej o sobie dowiedziałam, choć to czasami niewygodne, przyznaję, haha).Przytoczę wam dwa fragmenty, które mocno mnie pokrzepiły w trudnym momencie walki z pracą: Opaść z sił to rzecz ludzka. Podobnie jak strach, niepewność czy odczuwanie wątpliwości. Czasami mamy wrażenie, że nie robimy postępów i czujemy blokadę. Myślę, że to dobry moment, by przystanąć i obejrzeć się za siebie. By przyjrzeć się zmianie, jaka w nas zaszła, przyjrzeć się progresowi, który zrobiliśmy. Mniejszy lub większy, ale na pewno zauważalny. Nikt nie ma pojęcia, ile kosztowało to was energii i wysiłku. Nie pozwalajcie więc innym, by was to swojego rodzaju próba przewidywania przyszłości. To coś, co uznajemy za możliwe i chcemy, by się wydarzyło, niezależnie od tego, czy nasze przekonanie jest realistyczne i racjonalne, czy nie. Każdy z nas ma swoje oczekiwania, co więcej, mamy prawo mieć takie oczekiwania, jakie tylko sobie życzymy. Jednak pamiętajmy, że duża wiara w nasze oczekiwania nie oznacza, że samoistnie przerodzą się one w rzeczywistość. Każdemu oczekiwaniu należy nadać “operacyjność”, a więc uczynić z niego zestaw celów i zabrać się do pracy. Tylko wtedy oczekiwania będą miały szansę się ziścić. Pragnienie czegoś bez podejmowania działań jest nic nie warte. 3. Jak uspokoić swoje myśli // Sarah KnightPodtytuł książki dedykuje tę pozycję tym, którzy martwią się na trochę mi, a trochę nie mi – bo czasami martwię się za dwóch, a czasami nie martwię się wcale, choć jednak to fundamentalny fakt – martwienie się potrafi obniżyć jakość życia i sprawia, że nie doceniamy tego, co mamy, bo jesteśmy już myślami przy potencjalnych, hipotetycznych dużej, uproszczonej metaforze – dostajemy od życia talerz ulubionego makaronu, jeszcze jest pełen, a już martwimy się tym, że za chwile będzie pusty. I przez to urok delektowania się i błogiego smakowania znika, bo obawy biorą Knight pisze wiele rzeczy prosto z mostu, bez owijania w bawełnę. Wykłada kawę na ławę, pewnie dlatego zwana jest poradnikowym antyguru – nie tłumaczy wszystkiego w zawiły i bardzo obszerny sposób, jak większość poradników wydanych przez naukowców, psychologów i czyta się szybko i przyjemnie, bo tekst jest bardzo czytelny, podzielony na wiele podrozdziałów, ciekawostek i podpunktów. Sarah tłumaczy jak wziąć życie w swoje ręce i przestać tracić horrendalnie ogromne ilości czasu na niepotrzebne czynności, które bardziej nas dołują i wysysają energię, zamiast pomagać. Momentami zdaje się na nas krzyczeć, ale to dla naszego dobra. Uświadamia ile życia tracimy na snucie czarnych scenariuszy, zamiast po prostu skuteczniej działać, ale też nie zadręczać się stuprocentową powagą i ciągłą presją. Po przeczytaniu tego, co Sarah miała do powiedzenia, poczułam duży zastrzyk motywacji, żeby odłożyć narzekania na bok, docenić swoje umiejętności i je po prostu wykorzystywać. I od 2 tygodni obserwuję, że – choć czas pandemii to duża próba dla postanowienia minimalizacji ilości zmartwień – że martwię się trochę mniej. Mniej mówię, więcej robię. Więc jeśli dorzucimy do lektury trochę samozaparcia, mogą wyjść fajne zaostrzenie apetytu, zostawiam was z dwiema myślami Knight: “Czas jest zasobem ograniczonym od samego początku. Więcej ci go nie wyprodukują. Co oznacza, że w końcu ci go zabraknie i nie zdołasz zrobić wszystkiego – włącznie z popadaniem w histerię i zamartwianiem się tym co ma się wydarzyć lub się wydarzyło. Po co wydawać go więc na te zmartwienia, skoro możemy zainwestować go w działania lub odpoczynek, które w znacznym stopniu poprawią jakość tego czasu, który nam pozostał?” A te porady, tak myślę, mogą przydać się i dziś, w obliczu izolacji lub kwarantanny, którą przechodzimy:Pięć wskazówek jak się uspokoić w obliczu światowego kryzysu:Ogranicz wystawienie na informacje. Dobrze poinformowany obywatel nie musi zbierać informacji przed śniadaniem, przy śniadaniu, na sedesie, na rowerze treningowym, w trakcie pracy, a na dodatek tuż przed zaśnięciem. Jednorazowa sesja informacyjna (lub opcjonalnie dwie krótsze) powinna wystarczyć, żebyś nie wypadł z obiegu, a równocześnie utrzymał ciśnienie na przyzwoitym równowagę. Jeśli nie jesteś w stanie unikać dwudziestoczterogodzinnego cyklu medialnego, w zamian za każdy zły news, zafunduj sobie coś, co ukoi twoje nerwy. Możesz spoglądać na ulubione zdjęcia lub wymyślić inne się w temat. Być może wyda się to sprzeczne z intuicją, ale zagłębienie konkretnego bieżącego wydarzenia, które akurat wywołuje w tobie najmocniejszy oddźwięk, może pomóc w pokonywaniu tych najbardziej paranoicznych coś. Napisanie gniewnego listu – do światowego lidera, lokalnego radnego czy rzeczniczki – może ci naprawdę pomóc. Zostało naukowo dowiedzione, że pisanie pamiętnika pomaga odzyskać spokój, dzięki przelaniu gorących, kłębiących się myśli na dobro. Kiedy sama czuję się bezradna w obliczu stanu świata, darowizna na rzecz dobrej sprawy jest jedną z tych rzeczy, które dają mi człowiek jest inny i każdego z nas motywuje trochę coś innego. Mnie te pozycje skłoniły do przemyślenia wielu kwestii związanych z dbaniem o swoje życie i docenianiem go na co dzień, nie tylko od święta, kiedy nadarza się ku temu okazja, czyli odpowiednio duży sukces. Książki często nie są gotowymi rozwiązaniami, a takim impulsem do własnego, spersonalizowanego działania lub ułożenia nowego na wasze ulubione książki lub propozycje, które odmieniły wasze spojrzenie do doceniania swojej codzienności! 🙂 Koniecznie podzielcie się w komentarzach.